wróciłem dziś! nie, nie potem deszczem do "suchej nitki" he,he... jak to mawia Moja Lepsza Połowa;)
Po czterech dnia szlifowania gdańskiego bruku i chodników dzisiaj z przyjemnością turlałem się w bialskich polach. W deszczu, który bawił się ze mną "w kotka i myszkę" hi,hi...
Niby przestawał, by po chwili przylać jak z przysłowiowego "cebra" Wiem najgorzej jest do pierwszego wdepnięcia w kałużę he,he... Potem już się nie zwraca uwagi;)
Zresztą bieganie w deszczu to jedyna okazja, aby jak za szczenięcych lat polatać po kałużach hi,hi... Normalnie w ciuchach niebiegowych "po cywilu" to trochę obciach;) a tak można się powygłupiać na całego:)
No owszem patrzą co niektórzy "jak na wariata" ale trudno nie wszyscy pamiętają jaka to fantastyczna zabawa:) Fakt kilka niewiast pod Jasna Górą patrzyło na mnie z politowaniem jak mamusia na synka, który wraca ściorany z podwórka hi,hi... Byłem nawet lepszy od Wiktorii;)
Było kapitalnie! mokro, grząsko i błotnisto, a przy tym ślisko. Na szczęście obyło się bez pływania w kałuży, choć niewiele brakło he,he...
Miałem chęć jeszcze na pierwsze tej jesieni jesienne morsowanie, lecz pomyślałem odpuszczę, bo i tak jestem mokry jakbym w ciuchach wyszedł z kąpieli;) W poniedziałek to nadrobię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz