się dzisiaj jak pies z łańcucha he,he...
Niedziela w podróży, a wczoraj lało, lało i lało:( Normalnie bym to "olał" ;) Ale przy ograniczonej garderobie biegowej i możliwości suszenia ciuchów szczególnie butów wczoraj odpuściłem:( Lepiej jeden dzień niż kilka następnych.
Dziś trzynastka z małym hakiem w kierunku na Westerplatte i z powrotem:)
Biegłem kiedyś Maraton Solidarności na trasie Gdynia - Gdańsk, wiec myślami wracałem do tamtych chwil. Pamiętam, że pobiegłem wtedy ze zdjęciem mojego serdecznego Kumpla Kuby na piersi. I chociaż to tylko ja przebierałem nogami biegliśmy razem:)
W sumie to nie ma biegu, żebym choć przez chwilę nie pomyślał o moim młodym Przyjacielu:) Jego postawa i ambicja jest dla mnie niesamowitym bodźcem motywującym.
Po dwóch dniach luzu zacząłem wolno, a skończyłem szybko hi,hi...
Było mega rewelacyjnie:) W myśl zasady: *najpierw bieganie potem śniadanie* pierwszy posiłek smakował pierwszorzędnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz