dziś z bialskich pól czym prędzej he,he... W Alei Brzozowej jeszcze jako tako, ale za Sanktuarium Krwi Chrystusa makabra:( Droga oblodzona i z wierzchu pokryta warstwą wody:( Każdy upadek grozi przypadkowym morsowaniem w "opakowaniu" czyt. ciuchach hi,hi...
Po kilku piruetach spotkałem wracającego Eduarda, Który ostrzegał mnie, że "im dalej w las" tym jeszcze gorzej. Żeby nie wracać pobiegłem jeszcze kawałek w kierunku Białej. Oczywiście zaliczyłem jeszcze parę uślizgów;) Raz chcąc bokiem po śniegu ominąć rozlewisko wody noga zapadła mi się po kolana w śniegowo błotnej brei brrrr...
Ikara, asfaltem wróciłem do miasta i wtedy przyszło mi do głowy sprawdzić jakie warunki są na "Bałtyku" przed jutrzejszym morsowaniem.
W szumnie zwanym parku Lisiniec makabra. Parking, ścieżka rekreacyjna tak oblodzone, że trudno utrzymać się na nogach nie mówiąc już o bieganiu:(
Śnieg na lodzie pokrywającym "Adriatyk" rozmiękły i ślizgawica jak na lodowisku. Lód niby gruby, nie załamuje się pod ciężarem człowieka ale z groźnym trzaskiem pęka.
Zapowiada się jutro morsowanie w trudnych warunkach:( i dlatego nigdy dość ostrzegania o zachowaniu szczególnej ostrożności.
Po inspekcji morsowiska było mi wciąż mało he,he... A biegło mi się rewelacyjne, więc wracając na okrężne drogi natuptałem w sumie prawie lub niecałe dwadzieścia dwa kilometry:)
W przemoczonych butach, ubłocony po kolana, z "bananem" na ustach wpadłem do domu. Uprzedzając pytanie: "gdzieś Ty był? oznajmiłem: ale się fantastycznie nalatałem:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz