Wczoraj po nocy w domowych pieleszach tradycyjna wtorkowa gimnastyka. Po dziesięciu dniach codziennego truchtania na bosaka plażą wygibasy były niezbędne;)
W dziesięć dni zrobiłem sześćdziesiąt cztery kilometry z czego tylko dwa razy po dyszce w butach. Raz w Kołobrzegu i potem w Mielnie o czym wcześniej pisałem.
Dziś pierwsze bieganie na "starych śmieciach" hi,hi... i dwunastka w parku Lisiniec oraz wspomniane letnie morsowanie w "Pacyfiku".
Oj nogi się odzwyczaiły od obutego biegania po chodnikach i ulicach:( Bieganie dzisiejsze specjalnie zrobiłem na "Bałtyku" tuptając ścieżką rekreacyjną, aby się przyzwyczaiły he,he...
Powietrze jakieś inne... jakby cięższe... woda cieplejsza, nie szumi i nie słona:( Brak ciągnącej się w siną dal wzdłuż brzegu tej rewelacyjnej piaskownicy. Ech, chciałaby dusza do raju;)
Na razie powoli "rozpakowujemy" wspomnienia, oglądamy zdjęcia i przywołujemy cudowne wrażenia:)
Jeszcze dwie fotki z XXVII Ogólnopolskiego Ulicznego Biegu "Solidarności"
oraz z MielNogami przez 16 południk.
i finisz;)